piątek, 18 maja 2012

Drzewa ożywione

Kiedy myślę o drzewie, zawsze wyobrażam sobie mitologiczny jesion - wielką, zieloną siłę głęboko zakorzenioną w ziemi. Patrzę na koronę wyciągniętą do nieba, potężny pień, który ją podtrzymuje, na zielone upierzenie i nie jest mi trudno zrozumieć, dlaczego drzewo stało się tak inspirującym dla fantastyki bohaterem.
Zaczęłam od Yggdrasila, ponieważ dla mnie to jest w ogóle najważniejszy symbol łączący mitologię z fantastyką. Właściwie niezupełnie dlatego, że mitologia nordycka to najpopularniejsza obecnie pożywka dla fantastyki (zwłaszcza fantasy). Tym, co mnie tak naprawdę przekonuje do tego symbolu jest przyroda. Fantastyka w dużej mierze bazuje przecież na tym, co pierwotne dla człowieka i w ogóle dla żywych istot i światów, a natura stoi w centrum tych wyobrażeń. Elektryczność ustępuje magii, środki transportu zwierzętom, wieżowce zamkom i warowniom. Brak tych elementów robi miejsce dla innych wartości, wśród których znajduje się także szacunek dla przyrody, a jej niekwestionowanym królem jest drzewo. Saruman wycinający drzewa w Shire okazuje brak tego szacunku, a właściwie sprzeniewierza się zupełnie pierwotnym siłom natury, którymi są przecież Valarowie. Drzewa są stworzeniami dobrych bogów, a więc z natury swojej odgrywają pozytywną rolę w dziejach fantastycznych uniwersów. Nie dzieje się tak zawsze. Czasami fantastyka przedstawia drzewo jako odrębną istotę, nadaje jej tożsamość, albo też (dzięki sile drzewa wynikającej z jego wizualnej potęgi) pewne właściwości, których inne elementy przyrody ożywionej i nieożywionej nie posiadają.
Kosmiczne drzewa są właśnie takimi mitologicznymi bytami, którym z niewiadomych przyczyn nadano jakieś nadrzędne funkcje. Są starsze od czegokolwiek żywego i bardziej długowieczne niż sami bogowie. Pełnią rolę axis mundi, osi świata. A właściwie światów.
Światy zawieszone są na drzewach niczym jabłka. Światy te ściśle rzecz biorąc właściwie nie są światami, ponieważ reprezentują miejsca należące do tego samego uniwersum. Zachowują się bardziej jak planety zamieszkałe przez różne rasy i gatunki, ale funkcjonujące w oparciu o ten sam spajający je element (w przypadku Ziemi i Drogi Mlecznej będzie to Słońce). Zarówno Yggdrasil jak i Drzewo Świata są symbolami wszechświata i oprócz mnogości owych przestrzeni mieszczą w sobie także „żywe” ciała.
W pierwszej kolejności są to zjawiska – bądź też byty – odpowiedzialne za fazy doby, czyli noc i dzień. Gdzieś na obrzeżach przestrzeni Yggdrasila dwa wilki – Hati i Skoll – ścigają słońce i księżyc – Soll i Maniego. Mamy też gwiazdy, iskry Muspellheimu. Podobnie na Drzewie Świata księżyc – Chors – zjadany był przez wilkołaki, albo zachodząc, tonął w wielkim oceanie. Słońce zaś, w postaci Swarożyca, syna Swaroga, zawiesił ten drugi (bóg słońca, nieboskłonu i kopalń) jako złotą tarczę. W wyobrażeniach słowiańskich Drzewo Świata osadzone jest we wciąż obracającej się kuli o dwóch przestrzeniach: czarnej i błękitnej. Czarna symbolizowała noc, błękitna dzień. Kiedy następował zmrok, z niebiańskiego oceanu wyłaniał się Chors, który potem ustępował miejsca Swarożycowi w złotej obręczy.
Tym, co też łączy Yggdrasila i Drzewo światów jest fakt, że oba drzewa zachowują się jak żywy organizm, a to za sprawą magicznych zwierząt, które w nich żyją. Zwierzęta te pełnią właściwie podobne funkcje, są istotami jakby spoza światów, ale należącymi do tych samych uniwersów. Wiewiórka Ratatosk roznosi wieści po całym Yggdrasilu. Na jego czubku siedzi wielki orzeł, którego trzepot skrzydeł wywołuje wiatr we wszystkich światach. Yggdrasil zamieszkuje też koza Heidrun zjadająca jego liście oraz wąż Nidhogg podgryzający jego korzeni, a także cztery jelenie żywiąze się jego korą. Podobnie koronę Drzewa Świata zamieszkiwał Ognisty Ptak (Rarog), boski posłaniec, a w między korzeniami Drzewa wiła się wielka żmija.
Znamiennym dla obu przypadków okazuje się to, że drzewa jako symbole odwiecznych wszechświatów, są uosobieniem siły i potęgi natury. Przyroda przecież stoi gdzieś ponad człowiekiem, który może próbować ją zniszczyć, ale nigdy nie przejmie nad nią kontroli. Dla kultur pierwotnych, które nie znały silniejszej potęgi niż natura, był to zawsze punkt odniesienia dla wszelkich zmian jakie zachodziły w świecie. Majestatyczne drzewo wyrastające wysoko i wrastające jeszcze głębiej, musiało być dla ludzi szczególnym monumentem i elementem należącym do sfery sacrum.
U Tolkiena drzewa i świętość właściwie zawsze idą w parze. Laurelin i Telperion były najdoskonalszymi dziełami Valarów na Ardzie, od korzeni aż po koronę stworzone z tego, co boskie. Należały do olwarów, czyli wszystkiego, co wyrastało z ziemi. Nie były jednak obiektami kultu, ponieważ nie mogło się to stać w świecie, w którym bogowie chodzili po ziemi, a wszyscy, którzy powinni ich czcić, mieszkali również w ich pobliżu. Laurelin Złoty i Telperion Srebrny były więc darem Valarów dla żywych istot. Nad wszystkimi drzewami, jakie czczono później, po przemianie świata, pochodzącymi właśnie od tych dwóch, rozciągała się sfera sacrum. W Śródziemiu nie budowano świątyń, pielęgnowano zaś sadzonki Telperiona. Sadzonki te stały się tak ważne właśnie w chwili, w której Valarowie zamknęli się za ścianą z gór Pelori, na zawsze odchodząc z widzialnego świata. Pierwsze Białe Drzewo zasadzono w Tirionie przed wieżą Mindon, drugie – Celeborn – znajdowało się na Tol Eressei. Kiedy Eru odmienił świat to właśnie Tol Eressea stała się ostatnim bastionem namacalnej boskości na Ardzie. Leżała na tyle blisko Amanu, by móc wyczuć w niej dawną potęgę Valarów. Najważniejsze jednak okazały się dwie ostatnie sadzonki: Białe Drzewo Gondoru i ta, którą po Wojnie o Pierścień na zboczach Mindolluiny odnaleźli Aragorn z Gandalfem. W Białych Drzewach zawierała się szczególna boskość nie ze względu na sam fakt, że pochodziły od Telperiona. Ważniejsze wydaje się to, ze stały się nosicielami tej boskości, kiedy Dwa Drzewa zostały zniszczone przez Melkora i Ungoliantę. Poza tym były żywym artefaktem pamiętającym jeszcze dni za światła Dwóch Drzew.
Tolkienowskie drzewa są więc źrodłem wiary, ale najczęściej nadziei i tego, co wszystkim istotom na Ardzie kojarzyło się z dobrem. Aman przecież pełen był ogrodów i lasów, które elfy także obierały na swoje królestwa w Śródziemiu. W Lothlorien Galadrieli przetrwały mallorny, potomkowie Laurelinu, które Galathrimowie traktowali z wielką czcią. Gimli atmosferę panującą w Lorien nazwał magiczną, ale można się łatwo domyślić, że było to nic innego jak namacalna reminiscencja tego, co Galadriela i inni wygnani pozostawili w Amanie i niewątpliwie mallorny emanujące złocistym blaskiem miały w tym swój udział. Melkor i Sauron dla odmiany zamieszkiwali tylko skaliste miejsca, nie otaczając się żadnym z dzieci Yavanny, a jedynie tylko swoimi szaleńczymi wytworami. Utumno, Angband czy Mordor to przestrzenie z natury swojej martwe, pozbawione jakiegokolwiek życia.
Fantastyczne drzewa bywały też elementami nie zawsze boskimi, ale raczej tymi należącymi do świata nadprzyrodzonego, w którym niekoniecznie panował podział na dobro i zło. W mitologii pacyficznej drzewa są siedzibami duchów lub też są same w sobie duchami, które nie są ani dobre ani złe. Świat umarłych i istot bez ciała rządzi się swoimi prawami. Drzewo, w którym zamieszkał duch może zemścić się na próbującym je ściąć człowieku, może zabić jego lub członka jego rodziny. Duch drzewa zsyła sny i ukazuje się w postaci zjawy. Co ciekawe, w niektórych rejonach pacyficznych, duchy drzew odpowiedzialne są za choroby zsyłane na ludzi. Chory lub jego rodzina musi wówczas złożyć ofiarę i poprosić ducha, aby zwrócił choremu duszę. Istnieją także gatunki drzew, których nie wolno ściąć drwalowi, zanim ten nie poprosi duchów o błogosławieństwo i zgodę na ścięcie drzewa. Jednak najciekawszym elementem w wierzeniach pacyficznych jest przekonanie niektórych ludów o tym, że duch drzewa może przybierać postać giganta o długich kończynach, wyglądającego jak poruszający się pień drzewa.
Przypomina to nic innego jak tolkienowskie Enty, starożytne istoty stworzone przez Yavannę. Entowie są także pozostałością starego świata sprzed zniszczenia Beleriandu, jednak w chwili, w której rozgrywa się akcja „Władcy Pierścieni”, nikt w ich istnienie nie wierzy i właściwie się go nie spodziewa. Entowie nie są w gruncie rzeczy drzewami, ich zadaniem jest strzec olwarów przed niszczącym wpływem ludzi i krasnoludów (elfowie nie wycinali drzew i nie zrywali roślin, kiedy nie było to niezbędne). Entowie stworzeni przez Tolkiena to kolejny dowód na to, ze prawdziwa potęga leży w naturze, a natura sama w sobie jest niezbadana i żywa do tego stopnia, ze sama może o sobie decydować. W pewnym sensie Ent jest istotą zaklętą w drzewie, lecz jest to bardziej dusza niż duch, ponieważ jej pochodzenie jest jak najbardziej boskie.
W „Mówcy Umarłych” Orson Scott Crad także wyposaża drzewa w nadprzyrodzoną funkcję, jednak ta jest z goła inna od tej, jaką sugerowałaby mitologia czy dotychczasowe ujęcie. Życie drzewa jest tutaj zintegrowane z życiem Pequeninos. Właściwie to życie-w-drzewie lub życie-jako-drzewo jest kolejną (najważniejszą) fazą fizycznej egzystencji Prosiaczków. Sploty filotyczne, dzięki którym Pequeninos porozumiewają się już jako drzewa są według mnie lustrzanym odbiciem tego, czemu w literaturze fantasy służy magia. Jest to kolejny raz rozwinięcie szerokiego motywu drzewa jako istoty stojącej ponad innymi istotami, chociaż na Lusitanii nie wszystkie drzewa powstały w wyniku złożonego i krwawego rytuału Pequeninos. Prosiaczki dążą i czekają na rytuał przejścia, ponieważ jest to pewien rodzaj nobilitacji i nagrody (co dopiero Ender był w stanie zrozumieć). Co więcej, będąc w postaci drzewa, są dopiero zdolni w pełni skorzystać z możliwości swojego umysłu i zyskać dostęp do sieci filotycznej. Filoty zaś są w uniwersum Carda, podobnie jak flora, wytworem naturalnym i samoistnym, dlatego drzewo, które wyrosło z ciała Pequenino także należy do świata przyrody, chociaż przypisane są mu niezwykłe właściwości.
Nie chciałam tą analizą dowieść, że drzewa odgrywają jakąś specjalnie specjalną rolę w fantastyce. Okazało się przecież, że w istocie odgrywa ją natura, budząca marzenia o wielkości i strach przed zaklętymi w niej zagadkami z innych światów.